AKTUALNOŚCI WSPÓŁPRACA PARTNERSKA

PÓŁNOC-POŁUDNIE z mazurskiej perspektywy

 

Projekt edukacyjny zakładający wymianę młodzieży pomiędzy szkołami leżącymi na dwóch krańcach Polski to inicjatywa związana z początkami mojej pracy w naszej szkole. W tym roku już po raz szósty działaliśmy wspólnie i kolejny raz próbuję dokonać analizy tych spotkań. Nie sposób przemierzyć ich linijką ani opisać wzorami, nawet umiejętności literackie zdają się nie wystarczać. Przemyśleń mnogość olbrzymia, zarówno tych z zakresu pracy  dydaktycznej, wychowawczej, ale i dotyczących po prostu życia, wartości, drugiego człowieka…

Tym razem pozostawiam je w archiwum moich przeżyć wewnętrznych, a łamy szkolnej strony odstępuję naszym gościom: rodzicom i dzieciakom ze Srokowa.

To ich perspektywa pokazuje sens działań tego typu. Oto zbiór myśli nieuczesanych, ale sprawnie w karby zdań ujętych.

 

Z MAZURSKIEJ PERSPEKTYWY

Barbara Budrewicz (mama Mikołaja, SP Srokowo):

Pojechał dzieciak na wycieczkę…

Wiecie co jest najciekawsze? Reakcje znajomych – zdziwienie: „Cały tydzień?”, przerażenie: „W Bieszczady?! Zamęczą się!” i troska: „Nie martwisz się, że gdzieś zabłądzi? Spadnie?” i wreszcie złowróżbne: „A SZKOŁA?!!!”

Zmierzmy się z tym.

Cały tydzień… Super. Mamy tydzień dla siebie. Ono – tam, ja – tu. Już dawno nie zmieniam pieluch i nie karmię łyżeczką, od jakiegoś czasu umie nawet samo się ubrać, więc raczej da radę.

W Bieszczady… Tak, w Bieszczady. Wysoko, ale to nie Himalaje. Daleko, ale dlatego spełnia definicję wycieczki, inaczej mówiłabym, że dziecko wybrało się na długi spacer…

Zamęczą się… Mam nadzieję. Zrozumie mnie tylko ten, kto ma nastolatka w domu. To takie coś, co wiecznie narzeka na organizację świata jako takiego, jest zmęczone nudą przed komputerem lub z telefonem w łapie, ale bez nich nie istnieje i udaje, że nie posiada poczucia humoru. Nastolatka trzeba jednak kochać, bo wykluje się z niego fajny człowiek, ale stanie się to tym pewniej im więcej pokona (pokocha?) gór…

Zabłądzi… W Bieszczadach?! Tam każdy niedźwiedź wskaże drogę, każdy wilk nosi w pysku mapę.

Spadnie… No i? Spaść można z Diablej Góry i z ławki po 12 piwach i ze szczytu nierównych schodów w szkole. Spadanie jest więc niezależne od miejsca pobytu. Śmiem twierdzić, że w górach prawdopodobieństwo upadku maleje, bo się z nim liczymy jak nigdy. Można więc osobie zadającej to pytanie śmiało odpowiedzieć: „Spadaj…”

A szkoła? A szkoła pojechała razem z naszymi dziećmi. W osobie opiekunów i materiałów, które bez litości atakowały umysły młodych podróżników. Mimochodem odbywały się lekcje historii, geografii, j. polskiego, plastyki i… życia.

Szkoła czekała też u celu podróży. Ta w Mogielnicy: przyjazna i gościnna. Nie mnie oceniać czy doszło do zawarcia przyjaźni na śmierć i życie, ale miło było posłuchać jak bardzo niektórzy młodociani gospodarze wzięli sobie do serca przypisaną im rolę opiekunów (nawet mrówki okazywały nieprzeciętne zainteresowanie i troskę o marnujący się prowiant : ) i jak dużo pracy w uatrakcyjnienie pobytu gości włożyły panie: Marzena i Karolina.

Mój nastolatek zauważył, że gościnność i życzliwość rzuciła się w oczy już w Rzeszowie, gdy około północy nasza grupa wysiadała z pociągu wprost w ramiona uśmiechniętych gospodarzy, którzy odwieźli ich na pierwszy nocleg. Szkoła w Mogielnicy udostępniła pomieszczenia umożliwiające wypoczynek, przygotowanie posiłków i ablucje.

Jestem wdzięczna wszystkim osobom zaangażowanym w to przedsięwzięcie za to, że nasze dzieciaki wróciły całe i zdrowe, zmęczone i pełne najbardziej zaskakujących przemyśleń. Doświadczenie podpowiada, że najsłodsze owoce z takiego zasiewu zbiera się po latach. Cierpliwości. Dziękuję też opiekunom naszych urwisów: dzięki ich zmęczeniu, niedospaniu i stresowi mogę się teraz mądrzyć:).

PS Nie umknęło uwadze mojego krytycznego dziecka, że rodzice gospodarzy w odpowiedzi na podziękowania powiedzieli: „Przecież wasi rodzice tak samo traktowali nasze dzieci”.

Dla mnie to najważniejszy wniosek z całej imprezy: Okaż serce, dobro wraca.

Eryk:

Dziękuję za to, że tak dobrze nas ugościliście. Mieliśmy gdzie spać, jeść. U Was było bardzo fajnie. Podobały mi się piękne widoki w górach. Poznałem wiele dobrych osób, ale smutno mi, że są tak daleko ode mnie. Jestem pewny, że niedługo znowu tam przyjadę albo Wy do mnie. Nauczyłem się u Was dużo nowych słów i nawet znam przepis na żurek po Waszemu. Nauczyłem się też szyć po długiej próbie, ale się udało.

Wojtek:

Wyjechaliśmy w niedzielę o godzinie 12.00. Droga była długa, ale dojechaliśmy do Rzeszowa, tam czekali na nas rodzice uczniów z klasy piątej i oni zawieźli nas do szkoły. Gdy weszliśmy tam, czekali na nas piątoklasiści. Przywitaliśmy się z nimi. Szkoła była fajna. Spaliśmy na materacach. Następnego dnia pojechaliśmy zwiedzać ruiny zamku, nie zaciekawiły mnie one. Bieszczady były fajne. Przeszedłem całą trasę, choć było gorąco, podłoże nierówne, ale to mnie nie zniechęciło. Wycieczka mi się bardzo podobała, dowiedziałem się dużo nowych rzeczy. Gdy szyliśmy poduszki, to się zdenerwowałem, bo nie lubię szyć i słabo mi to idzie.

Karpiniu:

Na wycieczkę nie pojechałem, ale za to pojechałem do lekarza na kontrolę i jest tak jak było wcześniej. Każdego dnia myślałem, co robi moja klasa na wycieczce, jak się czuje, kto co zrobił itd. Ja bałem się pojechać na wycieczkę, bo miałem daleko do domu, z klasą musiałem przetrwać 6 dni, a byłoby źle, gdyby ktoś z mojej klasy coś mi złego zrobił.

Prawka:

Wycieczka do Mogielnicy bardzo mi się podobała. Nie obrażając nikogo, to myślałam, że będzie gorzej. Myliłam się, była naprawdę miła atmosfera, fajne i dobre dzieciaki, jak i opiekunowie. Dziękuję za takie przyjęcie nas do Waszej szkoły. Przede wszystkim poznałam lepiej swoją klasę (przez bycie z nimi cały tydzień 24 h na dobę), ale także nie zabrakło nowych znajomości.

Ola:

27.05.2018 r. odbyła się wycieczka do Mogielnicy. Nie mogłam się doczekać. Jadąc w pociągu, troszkę się obawiałam, że sobie nie poradzę. Myślałam też, jakie będą te dzieci, czy przyjmą nas miło czy nie. Kiedy przyjechaliśmy do Rzeszowa, ujrzałam rodziców tych dzieci oraz panią Karolinę. Przywitaliśmy ich miło i pojechaliśmy do szkoły w Mogielnicy. Tam zastaliśmy pozostałych rodziców oraz dzieci. Byłam w szoku, kiedy zobaczyłam te dzieci, że czekały na nas, przygotowały dla nas posiłek [o godz. 0.00 -przyp.red.]. Był to dla mnie naprawdę miły widok. Cała wycieczka byłą naprawdę udana. Nie żałuję, że pojechałam na tę wycieczkę, bo gdyby nie one, nie poznałabym tak wspaniałych osób i nie spędziłabym tak miłego czasu. Gdy nadszedł dzień wyjazdu, to z jednej strony chciałam wracać do domu, ale z drugiej chciałam zostać.

Sowa:

Wycieczka się już skończyła. Na początku, gdy zobaczyłem ich po raz pierwszy, myślałem, że będą dwie grupy: Srokowo i Mogielnica, ale wszystkie osoby w miarę się  pomieszały. Ogółem wycieczka byłą bardzo ciekawa, bo byłem pierwszy raz w górach i za pierwszym razem robi to ogromne wrażenie. Może widziałem góry na zdjęciach, ale poczuć to górskie powietrze i wspiąć się na swój pierwszy szczyt, nawet nie najwyższy, ale jest satysfakcja. Zrobiłem to. Udało mi się! Ciekawie też było w rzeszowskim szpitalu. Tam to oni działają wręcz ekspresowo. Np. na taką tomografię czeka się kilka miesięcy. Była tam świetna obsługa. Gdy dostałem kroplówkę, pan spytał się, czy jest mi zimno i mi kocyk przyniósł.

Oliwia:

Nie mogę się doczekać, aż wsiądę do pociągu, tak chcę ich zobaczyć. Podróż szybko leci: tu gramy, tu śpiewamy, tańcujemy, strzelamy focie itd. Zakwaterowaliśmy się, a teraz leżymy i próbujemy zasnąć. To jest jeden z lepszych dni- poznaliśmy V klasę. Wołkowyja, najlepsza na całej wycieczce, choć na początku byłam przerażona. Nie pamiętam, jak nazywało się to pasmo górskie. Nogi mnie bolą, przeszłam 21 km, jestem z siebie dumna. Następny dzień był dosyć ciekawy: Siedlisko Janczar; z racji tego,  że kocham zwierzaki, naprawdę mi się podobało. Dziękuję Wam i Waszym rodzicom.

Daria J.:

Ach ta wycieczka… była niesamowita, choć z początku nie chciałam jechać, bo się bałam, że znów będę odrzucona tak jak to było w Srokowie. Ale o dziwo przełamałam strach i pojechałam. Na pierwszy rzut oka szkoła zrobiła na mnie wrażenie. Była inna niż wszystkie. Moją uwagę przykuła tablica z naszymi podobiznami. Dzień jak co dzień mijał super. Nastał ten, w którym poznałam Oliwię Dudek i bardzo się z nią związałam. Ale nie zawsze wszystko kończy się szczęśliwie. Nastał dzień pożegnania, zebraliśmy się przy szkolnym ognisku (przy latarce pani Anety). Złapaliśmy się za ręce i zaczęliśmy się bujać w prawo i w lewo, i śpiewać piosenkę pożegnalną „Ogniska już dogasa blask”. Wszyscy zaczęli płakać. Stałam obok Julki i widziałam jak jej lecą łzy. Przestaliśmy śpiewać i wszyscy zaczęli się przytulać. Jednak piękne są tylko chwile. Pamiętam jak Oliwia w górach przy mnie chodziła, gdy bolała mnie noga. Nigdy o niej nie zapomnę ani o innych. To były dla mnie najważniejsze chwile w moim życiu. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za wspaniałe wspomnienia.

Michał:

Dziękuję!!!

Dziękuję Wam za to, że stworzyliście ciepłą, miłą atmosferę. Dziękuję Paniom  za to, że były Panie zawsze  gotowe  i  chętne  do  pomocy. Mam nadzieję, że chwile, które ze sobą spędziliśmy nie pójdą szybko w zapomnienie. Będziecie je miło wspominać tak  jak i my. Wierzę, że znów spotkamy się !!!

Marika:

Mogłabym tu zostać …. Każdy dzień spędzony z nimi był cudowny. Czułam się wspaniale, wszyscy wobec mnie byli mili. Jedni trochę bardziej wygadani, a drudzy mniej, ale to oni- kochani piątoklasiści. Pomimo różnicy  wiekowej jednego roku lub dwóch wszyscy wspólnie działaliśmy, nie zważając na różnicę lat.

Ciekawi świata mogliśmy poznać część Podkarpacia oraz jego kulturę. Za co bardzo dziękuję. Wspólnie zauważyliśmy różnice znaczenia i użytku słów,  np. na Podkarpaciu: Pójdziemy na pole? Na Mazurach: Pójdziemy na dwór? (U nich określenie pole to podwórko i pole uprawne, lecz u nas tylko pole uprawne). Ciekawie było spróbować żurku podkarpackiego, w którym dodano dodatkowo ser biały. Dowiedziałam się też, że od rodzaju mąki zależy,  czy jest to żurek czy barszcz biały. Ogólnie jestem zadowolona z wyjazdu i cieszę się, że mogłam przyjechać aż na południe Polski, gdzie mogłam między innymi poznać tak wspaniałych ludzi, którymi są mogielniczanie.

Zuzia:

 Wycieczka do Mogielnicy

Zacznę od tego, że jechałam na tę wycieczkę z trochę złym nastawieniem, kończąc na tym, że wracam z tej wycieczki bardzo zadowolona. Już w drugi dzień wycieczki (a tak w zasadzie pierwszy, nie licząc jazdy pociągiem) zaczęłam się na niej dobrze bawić. Zastanawiam się teraz, jak dużo by mnie ominęło, gdybym nie pojechała na wycieczkę; stwierdzam, że bardzo dużo. Może nie wszystkie atrakcje były najciekawsze, ale były też takie, które były ciekawe i można się było dużo dowiedzieć.  Cieszę się, że mogłam poznać piątoklasistów z Mogielnicy. Na początku może mniej odważnie do nich podchodziłam, ale z czasem coraz bardziej się do nich przekonałam. To naprawdę miłe, gdy ktoś przyjmuje cię do siebie, rozmawia z tobą i dobrze się razem bawicie. Dobrze było pojechać i spojrzeć z innej strony na naszą klasę. Dzięki wycieczce zmieniłam zdanie o naszej klasie, myślę że bardziej się zgrała. Po tej wycieczce został mi wniosek, żeby nie osądzać pochopnie czegoś, co może nam się naprawdę spodobać.

Wera:

Właśnie wczoraj wróciłam z tygodniowego pobytu w Mogielnicy, jazda bezprzedziałowym pociągiem była trochę ciężka, lecz dałam radę. Wymiana ”północ-południe” odbywała się w dniach 27.05.2018 r.- 02.06.2018 r., odwiedziliśmy 16-osobową 5 klasę. Zwiedziliśmy dużo ciekawych miejsc i trochę zmęczyliśmy się w górach, ale przede wszystkim poznaliśmy super dzieci i rodziców.

Szkoła im. Jana Pawła II, w której spaliśmy, jest  cudowna. Mała, ale wyposażona i ładnie ozdobiona pracami dzieci. Przez ten cały tydzień świetnie zapoznałam się z piątalami. Wymieniłam się oczywiście numerem telefonu z dziewczynami i chłopakami. Wszyscy tak nas ciepło przyjęli! Cały wyjazd strasznie się mi podobał. Góry, które od zawsze były moim marzeniem, odwiedziłam je. Zdobyłam szczyt i miałam okazję się zmęczyć, 21 km w terenach górzystych to wcale nie mała liczba. Byliśmy także na największym na świecie koncercie religijnym, na którym było ok. 40000 ludzi. Było wspaniale, miałam złe przeczucia, ale tańczyłam, śpiewałam i świetnie się bawiłam. Każdy z nas, gdy zrobiło się ciemno, dostał świeczki, to było cudowne, a widok nie do opisania. Prace, jakie zastaliśmy gdy  przyjechaliśmy, były wspaniałe. Podpisy od tyłu i alfabet księżycowy nie były złym pomysłem. Mój portret wykonała Natalia, z którą byłam też w pokoju w Wołkowyi. Zaprzyjaźniłyśmy się. Rodzice przygotowali nam pyszne kanapki i zorganizowali  grilla, przynieśli dużo smakołyków, to takie miłe z ich strony. W zieloną noc, gdy mogielniczanie spali z nami, po pieśni pożegnalnej nastąpił czas przytulasków. Nie ukrywam, że uroniła się nie jedna łza. Na pewno się jeszcze zobaczymy, musimy. Co prawda byli od nas o 2  lata młodsi, ale dogadywaliśmy się bardzo dobrze. Mam nadzieję, że kontakt z nimi się nie urwie i nie będą nas źle wspominać. Obym spotkała w życiu więcej tak życzliwych osób.

Kalina:

Jest wieczór, ostatni wieczór, wieczór w Mogielnicy, który na pewno będę pamiętała do końca swego życia. Myślę, że to co usłyszałam „wprowadzę” do swojego życia. Po sześciu dniach spędzonych z 21 osobami z naszej klasy na usta narzucają  się pewne refleksje, którymi chciałabym się podzielić zarówno z moją cudowną wychowawczynią jak i z osobami z mojej klasy.  Zacznijmy… Jeszcze kilka tygodni temu nie wiedziałam, że Emil umie wypowiedzieć aż tyle słów, że Wojtek umie porozmawiać ze  mną o różnych normalnych rzeczach. Zdecydowanym plusem tej wycieczki było poznanie klasy piątej, mimo iż są od nas młodsi, to znaleźliśmy wspólne tematy. W tym miejscu muszę wspomnieć o Panu Budrewiczu, który przekazał nam swoje refleksje i swoje  rady na temat życia. Zwłaszcza zapamiętam tę, którą  w tym miejscu zacytuję: „Zawsze zachowuj się tak, jakby patrzyło na ciebie 10 osób, z czego 4 wskazywały na ciebie palcem”. Wsparciem na wycieczce była oczywiście Pani Aneta, która potrafiła wyjąć kleszcza, opatrzyć ranę czy wypowiedzieć po prostu dobre słowo. Nie tylko Pani Aneta była wsparciem, wsparciem okazała się cała klasa, która świetnie rozumiała, gdy komuś coś się stało… Teraz czas  na atrakcje, które również były wspaniałe, a zwłaszcza wspinaczka po Bieszczadach Niskich, na której zmęczyłam się tak bardzo, aż… do tej pory bolą mnie nogi, ale jest już lepiej niż było tuż po wyprawie. Nie wiedziałam, że piosenki religijne mają taki rytm i że można się przy nich bawić. Na pewno wrócę jeszcze na Koncert Jednego Serca Jednego Ducha. Minusem było to, że musiałam słuchać muzyki, której nigdy nie chciałabym usłyszeć (myślę o kolegach z klasy, którzy puszczali muzykę z telefonów). Minusem były też dyżury, które musiałam sprawować. Podsumowując, stwierdzam, że była to najlepsza wycieczka w moim życiu i nie wiem dlaczego na początku nie chciałam na nią jechać.

Hania:

Od razu lepiej…

Co sądzę o wymianie? Ciekawe pytanie. No bo wymiana, wymiana, wymiana (cały czas na moich ustach), a tak naprawdę, to co to właściwie jest? Może użycie tego słowa w przypadku naszych wycieczek jest niepoprawne?

No dobra. Trochę nakłamałam. Oczywiście, że nasze wycieczki są wymianą, no bo jak mamy nazwać coś, co każdego roku wymienia się z drugim krańcem Polski? No chyba wymianą, bo to tak jakby wymieniać buty rozmiaru 40 na 43, wymieniać poglądy, czy  oponę w rowerze. Wymieniamy się doświadczeniami i kulturą, poglądami, szkołami, atrakcjami i widokami. Chyba dobrze rozumuję? No dobra. Ustaliłam, że to wymiana, a co z resztą? Skoro jest to wymiana, to znaczy, że my w ogóle nie mamy wycieczki. Nie dość, że jedziemy 11 h, to jeszcze nie można nazwać tego wycieczką? Nie, no to chyba żart. Przecież mogę przejść 10 m i powiedzieć, że byłam na wycieczce w ogródku sąsiada. Czyli wychodzi na to, że jest to wymiana, która jest wycieczką i w dodatku edukacyjną. Chociaż jakby się tak zastanowić nad tym co przed chwilą napisałam, to mamy mały problem. Jak można wymienić kulturę? Włożyć inną płytę do radia, czy jak? Albo jakim cudem mamy przenieść szkołę z Mogielnicy do Srokowa, a na jej miejsce wrzucić naszą szkołę? Oczywiście nikt tego nie robi, no bo jak? Mam wrażenie, że za bardzo się rozpędzam, chyba tylko ja jestem na tyle niemądra, że zastanawiam się nad takimi rzeczami, nawet przedszkolak by na nie odpowiedział. Może po prostu przejdźmy do sedna. Co sądzę o wymianie? Bardzo proste. Kocham góry i to jest to, co zachęca mnie do tej wymiany. Secundo: kultura podkarpacka różni się od naszej. Ja uwielbiam poznawać nowe rzeczy. Kiedy jeżdżę na taką wymianę, to dużo się dowiaduję i poznaję nowe smaki. Oczywiście nie obyłoby się bez bardzo ważnego dla mnie punktu. Ludzie. Poznawanie nowych osób jest dla mnie ekscytujące, ciekawe i przyjemne. Poznałam ich sporo na ostatniej wymianie i mam nadzieję, że poznam jeszcze więcej osób na, być może, następnej wymianie. Według mnie wymiany to jedne z najlepszych sposobów spędzania wycieczek. Trochę  w spartańskich warunkach, ale ja to najbardziej w wycieczkach lubię. Napięty grafik i dużo dobrej zabawy. Wymiany wiele uczą i pozwalają nam poznać siebie i innych. Coś cudownego.

Od razu lepiej… łatwiej mówić o czymś, jeśli rozłożyło się to na czynniki pierwsze. Uważam, że wymiana przydaje się wszystkim, nawet tym, co wymiękają  po 300 m wchodzenia na górę i tym co nie podoba się taki rodzaj wycieczki.

Kacper:

W Rzeszowie czekali na nas rodzice uczniów, którzy nas gościli. Uczniowie w szkole bardzo się ucieszyli, że  nareszcie przyjechaliśmy. Czekali na nas już od godziny 22:00.

Nigdy jeszcze nie widziałem tych dzieci z Mogielnicy, więc jak najszybciej chciałem ich poznać. Zacznę od tego, że na tej wycieczce po raz pierwszy pojechałem w góry. Bardzo się z tego cieszę, bo dotychczas nigdy nie byłem w górach. Było to dla mnie nowe wyzwanie. Na każdą wycieczkę jeździły z nami dzieci z Mogielnicy i przez to mogliśmy się bliżej poznać. Są tu naprawdę sympatyczne osoby, chociaż jeszcze nie pamiętam niektórych imion. Dzisiaj jest dzień, w którym nocujemy razem z nimi w szkole. Bardzo się z tego powodu cieszę.  A właśnie bym zapomniał, są tu również bardzo sympatyczni nauczyciele: Pani Karolina i Pani Marzena. To one wraz z dziećmi zadbały o to, aby podczas naszego pobytu w Mogielnicy było tak jak w domu.

Ale wszystko ma swój koniec, jutro bardzo rano wyjeżdżamy i będziemy musieli się pożegnać. Pożegnania są naprawdę bardzo trudne zwłaszcza wtedy, kiedy się do kogoś przywiązało. W podziękowaniu za gościnę mamy dla was drobne prezenty; mam nadzieję, że się spodobają.

Na kolejny rok zapraszamy do Srokowa.

***

KLAMRA KOMPOZYCYJNA

Pozostaje tylko domknąć całość… Oto klucz:

Kto raz przyjaźni poznał moc, nie będzie trwonił słów

Przy innym ogniu, w inną noc

Do zobaczenia znów…

 

Powiązane wpisy