Sześć lat minęło jak jeden dzień
W ostatni piątek czerwca pożegnałam moich wychowanków. Trwają wakacje i z wolna zaczynam je odczuwać, ale nie ma dnia, bym nie myślała o moich MIKOŁAJKACH Z VI KLASY. Po prostu tęsknię za nimi, bowiem jak nie beczkę soli, to przynajmniej jej połowę z nimi zjadłam…
Czerwiec obfitował w wiele chwil, które warto wspomnieć. Jedną z nich była wycieczka klasowa na pożegnanie szkoły podstawowej. Nie byle jaka i nie byle gdzie, bo do Krakowa. Dla mnie była to poniekąd podróż sentymentalna, bowiem to miasto mojej młodości, piękny czas, gdy studiowałam polonistykę, nie śniąc jeszcze o tym, iż kiedyś będę nauczać mogielnicką latorośl…
Nauczona doświadczeniem wiem, że to młodzież należy pytać o ewaluację wyjazdów. Młodzi ludzie najpewniej wypunktują wszelkie plusy i minusy klasowej wyprawy. Uczyniłam tak i tym razem. Umieszczam zatem poniżej wspomnienie jednej z uczestniczek wyprawy do grodu Kraka, Gabrysi Michalak.
Na naszą ostatnią wspólną wycieczkę wybraliśmy się do Krakowa. Pojechaliśmy tam razem z naszą wychowawczynią, panią Karoliną Musiał oraz z panią Ulą Kut, która w tamtym roku uczyła klasę szóstą matematyki i była jednym z naszych opiekunów w czasie wycieczki na Mazury. Tego roku zwiedziliśmy wiele ciekawych miejsc, jednak miało to swoją cenę, nogi bolały potem niemiłosiernie.
Dzień pierwszy, czyli 8.06.2016
Z Rzeszowa wyjechaliśmy „Polskim Busem” o godzinie 8:00. Podróż trwała mniej więcej dwie godziny, ale był to miło spędzony czas, bo wszystkim uczniom wiadomo, iż ten etap wycieczki jest zawsze najlepszy. Po przyjeździe na miejsce, pierwsza przejażdżka tramwajem, by pozostawić walizki w schronisku młodzieżowym. Następnie ruszyliśmy do Fabryki Shindlera (był to Niemiec, który pomagał Żydom w czasie II wojny światowej). To naprawdę fantastyczne miejsce. Wnętrza muzeum były zaaranżowane w taki sposób, że bardzo realnie wprowadzały w dawny, bardzo smutny czas wojny, ukazując nieszczęśliwe losy wielu ludzi. Naprawdę warto odwiedzić to miejsce. Potem wybraliśmy się do zoo. Widzieliśmy tam wiele gatunków niesamowitych zwierząt. O godzinie 20:00 czekała nas wyprawa śladami dawnego Krakowa, czyli wędrówka trasą podziemną. Tam też było bardzo ciekawie, jednak odczuwaliśmy już zmęczenie. Później kolacja, czas na wspólne gry i sen po godzinie 00:00:).
Dzień drugi, czyli 9.06.2016
Minęła biało-czerwona noc. Nie wszyscy to wiedzą, ale na wycieczce pierwsza noc jest biała, druga czerwona, a trzecia zielona. Płata się wtedy współlokatorom różne figle. My mieliśmy tylko dwie noce do dyspozycji, więc pierwsza była biało-czerwona. Arturowi udało się zrobić chłopcom psikusa. Posmarował im łóżka pastą do zębów. Po śniadaniu wyruszyliśmy zwiedzać miasto. Na pierwszy ogień poszła około czterogodzinna wędrówka z przewodnikiem Drogą Królewską. Było ciekawie i fajnie, jednak nogi ponownie zaczęły boleć. Byliśmy na Wawelu i zwiedziliśmy Katedrę. Widzieliśmy tam m. in. grób byłego prezydenta Polski, Lecha Kaczyńskiego i jego żony oraz Józefa Piłsudskiego. Potem udaliśmy się do Smoczej Jamy, naturalnie zobaczyć ziejącego ogniem potwora. Następnie obiad i wreszcie to, na co wszyscy czekali, czyli AQUA PARK!!! Bawiliśmy się tam fantastycznie, w dodatku odprężyliśmy się po tych długich i wyczerpujących spacerach.
Ta noc była zielona i tym razem to my, dziewczyny, zrobiłyśmy chłopcom psikusy. Posmarowałyśmy im twarze kremem NIVEA i położyłyśmy na nie nasze zakupione „glutki”. Było bardzo zabawnie.
Dzień trzeci, czyli 10.06.2016
Tego dnia poszliśmy do Muzeum Armii Krajowej na warsztaty: „Zostań asem wywiadu”. Było SUPER!!! Wszystkim bardzo się podobało. Zwiedzanie było niesamowicie aktywne, na chwilę zostaliśmy agentami wywiadu. Wymyślaliśmy sobie pseudonimy, nowe nazwiska i zakładaliśmy kenkarty. Następnie w podziemiach łączyliśmy się w grupy i wykonywaliśmy różne zadania. Musieliśmy poruszać się z pomocą mapy. Później udaliśmy się na strzelnicę. Broń wyglądała jak prawdziwa. Żeby strzelić, trzeba było przeładować ją tak jak w rzeczywistości. Naszymi celami były czołgi na ekranie. Ostatnim punktem wycieczki był Ogród Doświadczeń im. Stanisława Lema. Tam też było bardzo ciekawie, dopóki nie zaczął padać deszcz. W drogę powrotną do Rzeszowa wyruszyliśmy z „lekkim”, 70 minutowym opóźnieniem. Czekając na autokar, cały czas graliśmy w karty na peronie. Na miejsce dojechaliśmy mniej więcej o godzinie 23:45.
Do domów wróciliśmy zmęczeni, ale bardzo zadowoleni. Całe trzy dni spędziliśmy razem i na pewno pozostaną one długo w naszej pamięci. Zrobiliśmy wiele zdjęć, mamy też krótkie filmiki, które będą nam przypominać te ostatnie wspólne chwile w klasie szóstej.
Tak właśnie skończyła się ostatnia przygoda szóstoklasistów z rocznika 2003. Mamy nadzieję, że będziecie za nami tęsknić:).
Ja również świetnie bawiłam się w czasie tego wyjazdu. Muszę przyznać, iż Kraków odkrywałam z moją dwunastką na nowo, bardziej świadoma jego dziejów, chciwie zapamiętując wszelkie smaczki opowiedziane przez oprowadzającą. Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody. To prawda, Kraków z lat studenckich i ten sprzed miesiąca tak różnią się od siebie, ale to zapewne tylko moje odczucia. Być może jednak, to nie miejsce się zmienia tak bardzo, tylko zwiedzający już nie taki sam…
Jest szansa, iż nie był to ostatni wypad z moimi wychowankami. Kajtek swoje wypracowanie o wycieczce zakończył następująco:
Niestety to był nasz ostatni wspólny wyjazd, żałuję, że trwał tylko trzy dni – czyli o wiele za krótko. Jest mi z tego powodu bardzo smutno. Może kiedyś, na przykład w 10 rocznicę ukończenia szkoły, jako 23 latkowie, razem z naszą Panią Karoliną, pojedziemy znowu do Krakowa. Fajnie jest mieć taką nadzieję, bo bardzo smutno jest myśleć, że lada dzień się rozstaniemy.
I ja skrycie w to chcę wierzyć…